Grający na pozycji skrzydłowego Aleksander Czyż przygotowuje się z kadrą koszykarzy do wrześniowych mistrzostw Europy. – Mogę wnieść do drużyny energię, zbiórki i dobrą obronę – powiedział 25-letni zawodnik.
– Ma pan za sobą debiut w reprezentacji Polski w wygranych towarzyskich meczach z Czechami. Jak pan się czuje jako nowicjusz w kadrze?
Aleksander Czyż: – Wspaniale, bo marzyłem o tym od dawna i nareszcie ten debiut nastąpił. W poprzednie wakacje niestety to się nie udało, gdyż odniosłem kontuzję. W tym roku znów jestem w kadrze Mike'a Taylora, którego uważam za bardzo dobrego szkoleniowca. Mamy bardzo obiecującą ekipę. Wszyscy staramy się pracować dla drużyny.
– Liczy pan, że znajdzie się w dwunastce reprezentantów, która pojedzie na mistrzostwa Europy do Francji?
– Mam nadzieję, że tak. Myślę, że mogę dużo wnieść do drużyny. Chciałbym zadebiutować w EuroBaskecie i walczyć o jak najwyższe cele. Staram się o to na wszystkich treningach, wykorzystuję każdą szansę. Mam nadzieję, że to będzie docenione.
– Co pan może wnieść do zespołu biało-czerwonych?
– Energię, zbiórki, a przed wszystkim obronę. Także atletyzm i sprawność fizyczną, której może brakować na pozycji silnego skrzydłowego.
– Jak pan ocenia zakończony sezon ligowy?
– Myślę, że było mnie stać na więcej. Nie było mi łatwo, bo przychodziłem do Turowa Zgorzelec po kontuzji mięśnia dwugłowego i ścięgna, w połowie sezonu. Trudno było mi od razu się w niej odnaleźć. Dopiero pod koniec rozgrywek, w play off i tuż przed tą fazą, zacząłem grać lepiej, na swoim poziomie. Ogólnie mówiąc, nie był to łatwy rok. Dużo czasu zajęło mi dojście do siebie po urazie, którego doznałem w zeszłe wakacje. Na szczęście teraz ze zdrowiem wszystko jest w porządku.
– Jest pan jedynym kadrowiczem, który jeszcze nie podpisał klubowego kontraktu na nowy sezon. Kiedy to się stanie? Wyznacza pan sobie jakiś termin?
– Trudno powiedzieć. Oferty z polskich klubów i lig zagranicznych – z Niemiec, Hiszpanii, Włoch – nadchodzą, ale nie znalazłem jeszcze takiej, która by mnie skłoniła do złożenia podpisu pod umową. Chciałem to mieć za sobą jeszcze przed zgrupowaniem reprezentacji, wydawało się to niemal pewne, ale, niestety, nie doszło do skutku. Póki co, nadal szukam optymalnej oferty.
– Długość czasu spędzanego na parkiecie to istotny czynnik w pana karierze. Nie zawsze dostawał go pan dużo od trenerów, a trudno się wykazać, grając po kilka minut w meczu.
– Na pewno łatwiej pokazać pełnię swoich możliwości, gdy ma się więcej minut i większą rolę w zespole. Będę na to zwracał uwagę, podpisując kolejny kontrakt. Chodzi o optymalizację wszystkich czynników: minut gry, sytuacji finansowej, trenerskiej, klubowej, czyli żeby zespół grał w dobrej lidze. To bardzo istotne rzeczy. Chciałbym być zawodnikiem, który wnosi duży wkład w grę zespołu.
– Chyba też o to panu chodziło, gdy grając w lidze NCAA w słynnym uniwersyteckim zespole Duke u trenera-legendy Mike'a Krzyzewskiego postanowił jednak przejść do drużyny Nevady. Nie żałuje pan teraz tego ruchu? Zostając, zdobyłby pan akademickie mistrzostwo USA.
– Nie. Dlatego że moja rola w zespole była inna niż oczekiwałem. Poza tym drużyna Duke była niesamowicie silna, z wieloma koszykarzami, którzy trafili potem do NBA. Mógłbym ich wymienić chyba ośmiu czy dziewięciu. Ja byłem wówczas jednym z "młodych wilków", który próbował się wbić w szeregi najmocniejszej ekipy w USA. Dopiero w Nevadzie mogłem się wykazać. Wygrywając mistrzostwo regionalne z tą drużyna czułem się lepiej niż na przykład zdobywając mistrzostwo konferencji z Duke. Po prostu miałem znacznie większy wkład na grę zespołu i czułem, że naprawdę coś od siebie wniosłem. Mimo to bardzo się cieszę, że w Duke uczestniczyłem w tak mocnym programie, z taką historią i trenerem. Mogłem się od niego wiele nauczyć.
– Miało znaczenie, że pan jest Polakiem, a trener Krzyzewski ma polskie korzenie?
– Dzięki temu mógł sobie trochę ze mną pożartować po polsku. Nie będę przytaczał jego powiedzonek, bo były z gatunku nie zawsze cenzuralnego humoru.
– Asystentem Krzyzewskiego był Steve Wojciechowski, znany z występów w polskiej ekstraklasie w klubie z Pruszkowa.
– Powiedział mi, że to były dla niego szalone czasy. Że przyjeżdżając ze Stanów trafił do innego świata, który wyglądał zupełnie inaczej niż mógł to sobie wyobrazić. Zaraz po powrocie z Polski rozpoczął karierę trenerską.
– Pan też był w podobnej sytuacji do Wojciechowskiego. Koszykarskich umiejętności nabywał pan w USA i przeżył zetknięcie z realiami europejskimi.
– Zgadza się. Wyjechałem z rodzicami z Polski gdy miałem 14 lat. Właśnie po to, żeby stać się jak najlepszym graczem, ale nie było to poświęcenie dla mnie ze strony najbliższych. Wszyscy chcieliśmy tego wyjazdu, by poprawić swoją sytuację życiową. Zajęło to parę lat, ale się udało. W Stanach starałem się pracować z możliwie najlepszymi trenerami. Mogę się uważać za europejskiego koszykarza wykształconego na amerykańskich wzorcach.
88 - 76
Francja
82 - 69
Polska
91 - 96
Hiszpania
54 - 95
Francja
87 - 90
Polska
93 - 85
Włochy
107 - 96
Grecja
100 - 90
Finlandia
94 - 88
Czechy
86 - 94
Włochy
94 - 86
Chorwacja
86 - 94
Polska
102 - 94
Litwa
85 - 79
Czarnogóra
88 - 72
Belgia
86 - 87
Francja
96 - 69
Polska
88 - 77
Izrael
88 - 67
Holandia
56 - 90
Włochy
69 - 90
Grecja
90 - 85
Ukraina
71 - 106
Niemcy
82 - 88
Słowenia
87 - 70
Bośnia i Hercegowina
73 - 81
Czarnogóra
odwołany
Rosja
80 - 89
Belgia
69 - 72
Hiszpania
78 - 89
Serbia